Postanowiłam podzielić się z Wami moją historia i historią mojej mamy, która zmarła na raka jajnika w sierpniu ubiegłego roku. Żal i smutek nie do opisania. Tym bardziej, że można było temu zapobiec. Rak na jajniku był przerzutem raka piersi po 15. latach. Po 15. latach ciągłej kontroli, wizyt u lekarza… Wizyt na których lekarz mówił, że po 5. latach nowotwór uznawany jest za wyleczony. Nie mieliśmy pojęcia o takim badaniu jak markery nowotworowe, 15 lat bez żadnego kontrolnego badania tomograficznego. Odkąd pamiętam mama miała zaparcia, brała leki przepisane przez lekarza rodzinnego typu Espumisan. Nikt z lekarzy nie połączył faktów. Mam do siebie żal, że sama we własnym zakresie się tego nie dowiedziałam ale byłam wtedy nastolatką a mama za wszelką cenę chciała nas chronić, mnie i moją siostrę. Wiedziałyśmy, że mama choruje ale żyłyśmy w świadomości, że to nic takiego, że mama wyzdrowieje. Dziś sama jestem matką i teraz wiem co ona musiała czuć… To jest straszne. Moje dzieci straciły najwspanialszą babcię na świecie. Mama odeszła w momencie gdy siostra była w ciąży. Bardzo chciała zobaczyć wnuczkę, bo zdążyła się dowiedzieć, że siostra będzie miała dziewczynkę, ja mam dwóch synków. Odeszła gdy siostra była w 6 miesiącu ciąży. Tu muszę dodać, że siostra jako dziecko, w wieku 4 lat chorowała na zespół nerczycowy, stan zdrowia zagrażał życiu, brała mnóstwo leków hormonalnych, co w dorosłym życiu wpłynęło na jej zdrowie i były obawy, że nie będzie mogła mieć dzieci. A tu cud… Niespodzianka z której mojej mamie nie było dane się cieszyć. Bardzo proszę, nagłaśniajcie to, co się dzieje. Dzisiaj wiem, że rak jajnika jest cichym zabójcą ale uważam, że jest to w dużej mierze również wina lekarzy. Markery nowotworowe możemy robić na własną rękę, np. raz w roku i wcale nie kosztują dużo. Dlaczego żaden lekarz przez 15. lat nie wysłał mamy na tak proste badanie? Dlaczego nie zaproponował by w ramach profilaktyki sama je robiła? Doprowadzili do tego, że został wykryty w momencie był już rozsiany po całej otrzewnej, gdy doszło do wodobrzusza. Moja mam zmarła, więc postanowiłam wziąć się w garść i niestety znowu mogę być przykładem tego jak temat piersi i raka jajnika jest spychany gdzieś na bok, zamiatany w kąt… Z racji tego, że mogę być obciążona genetycznie postanowiłam zrobić sobie badania w kierunku BRCA 1 i 2. W tym celu poszłam do rejestracji w przychodni by zapisać się na wizytę do ginekologa. Krótko wytłumaczyłam, o co mi chodzi. Pani w rejestracji stwierdziła, że muszę iść do onkologa ale najpierw po skierowanie od lekarza rodzinnego. Poszłam do lekarza. Na drzwiach zauważyłam piękną tabliczkę: SZYBKA TERAPIA ONKOLOGICZNA. Weszłam do gabinetu mówiąc w jakiej sprawie i usłyszałam, że lekarz owszem, może wystawić skierowanie ale nie wie, czy to lekarz onkolog kieruje na takie badanie czy ktoś inny. Zasugerowana mi, żebym najpierw sama dokładnie się dowiedziała i dopiero wtedy przyszła… Tak wygląda opieka w naszym kraju u kobiet, które już chorują lub u tych, które starają się temu zapobiec. To musi się zmienić i dlatego chciałabym głośno o tym mówić. Katarzyna Gronkowska