Witam, nigdy nie sądziłam, że kiedyś będę dzieliła się historią o raku. Na początku stycznia moja mama dowiedziała się, że jest chora na nowotwór złośliwy szyjki macicy TYP III. Wycinek, który jej pobrali ma tylko potwierdzić, jaki rodzaj leczenia zastosują. Jednak czytając historie dziewczyn, które utraciły mamy z chorobą w tym stadium,wiem, że nie mamy zbyt wielkich szans. Jestem jakby odrętwiała, choć pielęgnuję w sobie nadzieję, że może zdarzy się cud. Już teraz widzę, jak mama cierpi, że jest bardzo źle. A przed nami próba na powstrzymanie tego wszystkiego. Jestem z tym praktycznie sama, to znaczy rozpaczliwie poszukuję jakiegoś wsparcia, kopniaka i dawki siły. Póki co, jestem przerażona. Mam huśtawki nastroju, to znaczy raz wiem, że będzie ok, a raz tkwię w beznadziei. Czytałam jak wygląda droga przez naświetlania, chemię. Czasem jest to stosowane tylko paliatywnie. Nie mogę w to uwierzyć. Dziś byłam u lekarza ginekologa celem zrobienia cytologii. Wykryła Pani doktor u mnie, jak to ujęła, rąbek nadżerki. Powiedziała, żebym się nie nakręcała, wszystko jest ok. Cytologie zrobimy po leczeniu globulkami. Póki co, żyję w cieniu raka, nie umiem poradzić sobie z emocjami. Czy znajdzie się osoba, która potrafi postawić mnie do pionu? Wiem, że muszę być silna. Muszę dać energię mamie, aby miała siłę walczyć. Dziewczyn badajcie się regularnie. Ja mam wyrzuty sumienia, że nie byłam bardziej radykalna i nie zaciągnęłam mamy siłą do lekarza. Pani doktor powiedziała, że ta choroba rozwija się długo i przy regularnych badaniach, można ją “ukrócić” w zarodku. Gdyby ktoś chciał napisać do mnie, gdyby ktoś też walczył z tak zaawansowanym rakiem (sam lub ktoś z bliskich osób), proszę o kontakt na almi.ania@gmail.com. Pozdrawiam