Witam…. zacznę od momentu kiedy miałam 19 lat i usłyszałam “wyrok”. Regularnie się badałam ginekologicznie, robiłam cytologie między innymi dlatego,że brałam też tabletki antykoncepcyjne. Po ok tygodniu po zrobieniu cytologi dostaje telefon od koleżanki, która pracuje w mojej przychodni, żebym natychmiast stawiła się u mojego lekarza bo jest coś nie tak z moimi wynikami… Byłam przerażona! co może być nie tak? zdenerwowana wchodzę do gabinetu i usłyszałam, że są poważne zmiany w nabłonku…. Dobrze wiedziałam, co to oznacza… łzy zaczęły mi spływać mimowolnie po policzkach.. zostałam skierowana na mnustwo dodatkowych badań. Czułam zarzenowanie…jakby ktoś obdzierał mnie z godności i kobiecości… te wszystki badania, diagnozy… siedząc na fotelu płakałam, bałam się jak nigdy… Mama moja była bardziej przerażona ode mnie, chociaż wątpiłam czy ktoś może to bardziej przeżywać niż ja… wolała się odsunąć na bok,bała się że jej zachowanie jeszcze bardziej mnie bedzie łamało, a może bała się że nie da mi oparcia….? nie wiem, czułąm się całkiem sama… Rok wyjęty z życia… co 3 miesiące cytologia, komplet badań… z nerwów idąc na cytologie a potem po wyniki nie byłam w stanie sama tego zrobić…nie wiele pamiętam co się działa przez tamten rok w moim życiu, pamiętam ciągły strach, lęk i badania, które dla mnie, młodej dziewczyny były wstydliwe, kompromitujące…. dziś jestem zdrowa! Nie boje się mówić o tym co mnie spotkało, niech to będzie przestroga też dla młodych dziewczyn. Po tym co przeszłam nie życze tego nikomu, wszystkim koleżankom mówie o cytologi, przeraża mnie to, że niektóre w wieku 25 lat jeszcze jej nigdy nie robiły… Kochane życze wam dużo sił, wsparcia najbliższych i tej organizacji, mi tego zabrakło… dobrze że są ludze chcący nam pomóc !! dziękujemy